Benon |
Stojąc leżał |
|
|
Doczy: 25 Mar 2010 |
|
Posty: 70 |
Register IP: |
|
|
|
|
|
|
|
Pieniądze z Unii Europejskiej, czyli krawatka od babci Marylki
Mnożą się konflikty pomiędzy Polską a Unią Europejską. Co będzie jeżeli Bruksela, chcąc zmiękczyć Polskę, obetnie przyznawane jej środki finansowe? Jak sobie radzić bez unijnych pieniędzy?
„Wy macie zasady, my mamy fundusze strukturalne” – tymi słowami ówczesny prezydent Francji Francois Hollande miał przywoływać do porządku premier Beatę Szydło, kiedy ta nie zgodziła się na podpisanie wniosków ze szczytu UE, na którym przy sprzeciwie Polski zdecydowano o dalszym pełnieniu funkcji przewodniczącego rady europejskiej przez Donalda Tuska. [1]
Z tej wypowiedzi Hollande’a można wnioskować, iż uznaje on Polskę w Unii Europejskiej nie za partnera, ale za klienta Francji i Niemiec i oczekuje – jak to od klienta – że w zamian za wypłacane Polsce pieniądze będzie ona posłuszna woli swoich protektorów.
Emmanuel Macron – aktualny następca Hollande’a na stanowisku prezydenta V Republiki – zdaje się kontynuować wobec naszego kraju kurs polityczny swojego poprzednika. „Polska nie definiuje dzisiaj przyszłości Europy i nie będzie definiować Europy jutra” – oświadczył Macron w Warnie w odpowiedzi na brak zgody rządu Rzeczypospolitej na zmiany w dyrektywie dotyczącej pracowników delegowanych. [2]
W podobnym duchu wypowiadają się politycy niemieccy. Kandydat Socjaldemokratów na stanowisko kanclerza Niemiec, były przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz podczas przedwyborczej debaty z Angelą Merkel stwierdził: „Finansujemy rolnictwo, finansujemy budowę dróg w Rumunii i Bułgarii, finansujemy regionalny rozwój w Polsce, a te kraje mówią nam: wasza migracja, wasza polityka wobec uchodźców nic nas nie obchodzi. Tak dłużej być nie może”. [3]
Również niemiecki europarlamentarzysta chadek Elmar Brok postuluje zmniejszenie Polsce środków z funduszy strukturalnych, jeżeli nasze władze nie zgodzą się na przyjęcie imigrantów. [4]
Jednak pierwszorzędne znaczenie ma stanowisko głównej sterniczki Unii Europejskiej. W wywiadzie udzielonym dziennikowi „Frankfurter Allgemeine Zeitung” kanclerz Angela Merkel oznajmiła: „Jeżeli w kwestii migracji nie będzie solidarności, to nie będzie jej też w innych dziedzinach. Miałoby to bolesne skutki dla spójności Europy”. Jeżeli bierze się pod uwagę, że duża część europejskich dotacji dla Polski pochodzi właśnie z tzw. funduszu spójności, to dostrzega się w słowach Merkel ostrzeżenie: albo Polska będzie przyjmowała kontyngenty imigrantów, albo koniec z unijnymi pieniędzmi dla Polski. [5]
Nie ma co obrażać się na rzeczywistość. Trzeba obserwować, wyciągać wnioski i na tej podstawie podejmować działania. Dlatego warto zastanowić się, czy otrzymywane z Unii subsydia są współmierne do ograniczających suwerenność żądań jakie stawiają Polsce europejscy potentaci. Teraz Bruksela wywiera na nas presję w takich sprawach jak przyjmowanie tak zwanych uchodźców, ustrój sądownictwa i prokuratury, ochrona przyrody czy wysokość wieku emerytalnego. Co będzie dalej? Faktyczne gremia decyzyjne Unii poważnie biorą pod uwagę koncepcję przekształcenia Europy ze związku państw (czyli konfederacji) w państwo związkowe (czyli federację). Gdyby doszło do realizacji tego programu i Polska zgłosiłaby do niego swój akces, wówczas zakres unijnych żądań wobec naszego kraju zapewne by się zwiększył. Co więcej, nie można wykluczyć, że brukselska władza mogłaby wtedy stwierdzać nieważność aktów prawnych ustanowionych przez lokalne władze polskiej prowincji (na przykład ustaw polskiego parlamentu), tak jak właściwy miejscowo wojewoda może uznawać za nieważne uchwały i rozporządzenia organów samorządu terytorialnego. System prawny UE jest bardzo zagmatwany, ale spór z Polską o sądownictwo uwidacznia, że obecnie władze Unii raczej nie mogą stwierdzić nieważności lub uchylić praw ustanowionych przez państwo członkowskie. Praktycznie mogą wzywać państwo do zmian przepisów, które uznają za niezgodne z prawodawstwem Unii; a jeżeli państwo nie zastosuje się do wezwań, mogą nałożyć na nie sankcje, na przykład finansowe.
Na ile wyceniają europejscy protektorzy polskie posłuszeństwo? W 2016 roku Polska otrzymała z Unii Europejskiej około 23,9 mld zł. Jest to kwota netto, czyli po odliczeniu składki członkowskiej i zwrotów. Wydatki polskiego sektora finansów publicznych wynosiły w 2016 roku niemal 748 mld zł. Wobec tego wsparcie z Unii stanowiło około 3,2 procenta kwoty, którą pochłonęła w tamtym czasie realizacja zadań publicznych z takich dziedzin jak: ochrona zdrowia, oświata, bezpieczeństwo publiczne, obronność, ubezpieczenia społeczne czy rozwój infrastruktury. [6], [7]
W reklamach dużego banku działającego w Polsce dzieci pytają się rodziców, czemu wujcio Pawcio jest taki uległy wobec babci Marylki i dlaczego mama lub tata (zależnie od reklamy) zachowują się inaczej. Rodzice tłumaczą dzieciom, iż to dlatego, że babcia opłaciła coś wujciowi (np. wakacje) i że oni nie muszą nadskakiwać babci, bo radzą sobie bez jej pieniędzy. Alternatywą jaką wybrali jest oszczędzanie na koncie we wspomnianym banku.
Z kontekstu reklam wynika, że finansowe wsparcie od babci Marylki nie jest dla wujcia Pawcia głównym źródłem dochodów i że gdyby tylko chciał, to – podobnie jak rodzice pytających dzieci – mógłby się uniezależnić od apodyktycznej babci.
Biorąc pod uwagę przedstawione wcześniej liczby, relacje między Polską a Unią Europejską można przedstawić przy pomocy następującej metafory utrzymanej w konwencji reklam z wujciem Pawciem. Oto wujcio Pawcio (czyli Polska) potrzebuje eleganckiego męskiego ubrania: garnituru, koszuli, butów, paska itd. Babcia Marylka (czyli Unia) płaci wujciowi za krawat, lecz wymagania ma wobec Pawcia takie, jakby mu zafundowała co najmniej garnitur i buty. Europejska „babcia Marylka” próbuje nas za tę sprezentowaną krawatkę trzymać i zaciska ją nam na szyi, gdy zaczynamy brykać.
Bez krawata można się obejść w wielu sytuacjach, ale dobrze go mieć – jednak niekoniecznie od babci Marylki. Podobnie ma się rzecz z pieniędzmi, które dostajemy z Unii Europejskiej. Co wobec tego uczynić, aby zdobyć podobną albo większą sumę nie popadając w zależność od apodyktycznej Unii? Być może powinno się skorzystać ze wskazówki zawartej we wspomnianych reklamach i zacząć oszczędzać. W szczególności warto wziąć pod uwagę jeden ze sposobów oszczędzania, jakim jest zapobieganie kradzieży, gdyż niepłacenie należnych podatków to kradzież publicznych pieniędzy. Wśród celów wymienionych w expose gabinetu Beaty Szydło znalazło się uszczelnienie systemu podatkowego. Jak rząd PiS-u i koalicjantów wywiązuje się z tego zadania? [8]
W okresie styczeń – lipiec 2017, a więc w ciągu 7 miesięcy, wpłynęło do budżetu państwa z podatków pośrednich, w tym z VAT-u, 133,8 mld zł. Jeżeli takie tempo utrzyma się do końca roku, to z podatków pośrednich uzyska się wówczas 229,4 mld zł, czyli o 35,7 mld zł więcej niż w 2016 roku. Te 35,7 mld zł to niemal półtora raza więcej niż podana wcześniej kwota netto, jaką Polska otrzymała z Unii w 2016 roku. [9], [10]
Przyczyną obserwowanego ostatnio wzrostu dochodów państwa z podatków pośrednich, oprócz poprawy ściągalności danin, może być ożywienie gospodarki. Oczywiście taka sytuacja jest również korzystna, gdyż pozwala na pozyskanie dodatkowych pieniędzy do publicznej kiesy bez podnoszenia stawek procentowych podatków.
Tak czy inaczej – zgodnie z przysłowiem – kto umie liczyć, winien liczyć na siebie. Wiara, że płatnicy netto do budżetu Unii Europejskiej pozwolą Polsce za przekazywane przez nich środki budować gospodarkę konkurencyjną dla ich gospodarek jest przejawem politycznej naiwności. Naiwni zwykle dostają w kość. Więc może lepiej kupować krawaty za własne pieniądze? |
|