FAQ      Szukaj      Statystyki      Użytkownicy      Grupy      Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości      Profil            Zaloguj      Rejestracja

Forum forum.zelow.pl Strona Główna -> Małpi Gaj -> Słodka polewa, czyli o Europarlamencie

Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 

PostWysłany: 16.05.2014, 15:19:44 Odpowiedz z cytatem
Benon
Stojąc leżał
Stojąc leżał
Dołączył: 25 Mar 2010
Posty: 70

Register IP:


Słodka polewa, czyli o Europarlamencie

Plakaty i spoty partii politycznych przypominają nam, że niebawem wybory do Parlamentu Europejskiego. Gdy przyjrzeć się tej instytucji uważniej, można dojść do wniosku, że przy wysokich kosztach funkcjonowania jej faktyczne kompetencje są dość skromne.

Budżet Parlamentu Europejskiego na 2014 rok wynosi blisko 1,756 mld euro. Organ ten liczy obecnie 766 posłów. Zatem rocznie na jednego posła przypada około 2,292 mln euro z budżetu Europarlamentu. Miarą bogactwa państwa, czy quasi państwa takiego jak Unia Europejska, jest produkt krajowy brutto na głowę mieszkańca (PKB per capita). PKB per capita Unii Europejskiej wynosił w 2013 r. około 25 990,84 euro. A więc budżet przypadający w 2014 r. na jednego europosła stanowi mniej więcej 89-krotność PKB per capita Unii Europejskiej. [1], [2], [3], [4]

Dla porównania: budżet Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej przypadający na jednego posła w 2014 r. to mniej więcej 21-krotność PKB per capita Polski w 2013 r. [5], [6]

Miesięczne uposażenie brutto europarlamentarzysty wynosi 7 665,31 euro - pomijam diety i inne bonusy. Zarabiający polską średnią krajową musiał pracować w 2013 roku na taką kwotę prawie 9 miesięcy, a zarabiający "wypasioną" średnią niemiecką - ponad 2 miesiące. Wobec tego jak na warunki polskie wynagrodzenie europosła jest doskonałe, a jak na realia niemieckie też całkiem dobre. [7], [8], [9], [10]

Ktoś pewnie pomyśli: "Przecież europosłowie wykonują odpowiedzialną pracę, więc nie ma co się zżymać, że dużo zarabiają". Ten kto tak uważa prawdopodobnie utożsamia zakres uprawnień parlamentów krajowych, z kompetencjami Parlamentu Europejskiego.

Tymczasem Parlament Europejski - w przeciwieństwie do parlamentów krajowych - nie posiada inicjatywy prawodawczej. Dlatego europarlamentarzyści nie mogą składać w Parlamencie Europejskim własnych projektów aktów prawnych. Europarlament może jedynie odrzucać lub uchwalać akty prawne skierowane do niego przez Komisję Europejską. Europosłowie mogą oczywiście zwracać się z wnioskami do Komisji Europejskiej o skierowanie pod obrady jakiegoś aktu prawnego, ale wnioski te nie mają dla Komisji mocy wiążącej. Parlament Europejski może także uchwalać rezolucje, w których apeluje, wyraża zaniepokojenie, potępia itp., lecz nie pociągają one za sobą żadnych skutków prawnych.

Europarlament - w odróżnieniu od parlamentów krajowych - nie ma prawa składać wniosków o wotum nieufności wobec poszczególnych komisarzy europejskich, będących w Unii odpowiednikami ministrów. Może wyłącznie przegłosować odwołanie całej Komisji Europejskiej, pełniącej funkcję unijnego rządu. Jednak do tej pory nigdy do tego nie doszło. [11], [12]

Czym jest w takim razie Parlament Europejski?

Według mnie jest w dużej mierze słodką polewą na nie zawsze zdrowych i smacznych pigułkach sporządzanych według receptur rzeczywistych przywódców Unii Europejskiej. Polewa ma czynić te pigułki łatwiejszymi do przełknięcia dla społeczeństw Unii.

Jest także Parlament Europejski wentylem bezpieczeństwa obniżającym społeczną presję nakierunkowaną na zmiany w systemie funkcjonowania Unii. Możemy czasem obejrzeć w mediach efektowne i zjadliwe wystąpienia europosłów krytykujących działania Unii Europejskiej. I wielu mieszkańców Unii poirytowanych jej poczynaniami tym się zadowala. Myślą sobie: "No, to jest właściwy człowiek na właściwym miejscu", "Wywalił kawę na ławę". A przecież te filipiki bardzo rzadko doprowadzają do zmian, jakich domagają się wygłaszający je mówcy.

Oprócz tego Parlament Europejski pełni funkcję doskonałej przystani dla wysadzonych z siodła lub starzejących się polityków krajowych. Ponadto Europarlament jest faktycznie jednym ze źródeł finansowania ugrupowań politycznych w państwach Unii, gdyż europosłowie zasilają daninami swoje krajowe partie.

Można pocieszać się faktem, że Polska na razie w gruncie rzeczy nie płaci za działania Europarlamentu, bo po dziesięciu latach członkostwa Rzeczypospolitej w Unii saldo bilansu przepływów finansowych pomiędzy Polską a Unią jest dla naszego kraju dodatnie. Jednak za jakiś czas ta sytuacja się zmieni. Poza tym wspomniany bilans nie uwzględnia strat, jakie poniosła Polska z tytułu niekorzystnych dla niej posunięć Unii Europejskiej. [13]

W tym miejscu wypada bym odpowiedział na pytanie: "Czego odnośnie Parlamentu Europejskiego chciałby autor?". Cóż, można brać pod uwagę dwie opcje: reformę albo likwidację. Nie potrafię jednoznacznie opowiedzieć się za jedną z nich. Ale chyba nie płakałbym po Europarlamencie. Członkami Unii Europejskiej są państwa, których władze posiadają mandat demokratyczny. Toteż wydaje mi się, że funkcje Parlamentu Europejskiego mogą równie dobrze (bądź równie źle) pełnić Rada Europejska i Rada Unii Europejskiej, czyli instytucje Unii w których skład wchodzą głowy państw lub szefowie rządów oraz ministrowie z krajów członkowskich. [14], [15]

Czy jednak decyzja o likwidacji Parlamentu Europejskiego jest w ogóle możliwa? Nie biorę tutaj pod uwagę zbrojnej rewolucji. W takim razie operacja ta musiała by być przeprowadzona z udziałem polityków działających w obecnym systemie władzy. O ile dla mnie, polsko-europejskiego szaraka Europarlament jest wspomnianą słodką polewą na aplikowanych mi przez Unię tabletkach, o tyle dla polityków Parlament Europejski jest rogiem obfitości, z którego chętnie czerpią korzyści. Czy wobec tego zechcą własnymi rękami ten róg obfitości odrzucić? Oj, marnie to widzę!

_________________
http://benon.salon24.pl/
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość  
      FirefoxWinXP1024x768
 Słodka polewa, czyli o Europarlamencie 
PostWysłany: 31.05.2014, 00:05:26 Odpowiedz z cytatem
Benon
Stojąc leżał
Stojąc leżał
Dołączył: 25 Mar 2010
Posty: 70

Register IP:


Unia Europejska i złoty deszcz

Obejrzałem orędzie premiera Tuska zachęcające Polaków do udziału w tegorocznych wyborach do Europarlamentu, zagłosowałem oddając głos nieważny, dowiedziałem się o frekwencji i zamyśliłem się. Kiedy myślałem nasuwały mi się nieodparte skojarzenia ze złotym deszczem, obejmujące wiele znaczeń tego określenia.

Premier we wspomnianym orędziu między innymi powiedział:

"...Kiedy walczyliśmy o polskie pieniądze w Europie, to wielkim atutem było, że Polacy wyglądali na zaangażowanych w europejskie sprawy (...). Jeżeli po tych wyborach miałoby się okazać, ze Polska, która dostała najwięcej ze wszystkich pieniędzy europejskich, jest równocześnie państwem o najniższej frekwencji w wyborach europejskich, to stracimy kilka bardzo poważnych atutów.". [1], [2]

Na podstawie tych słów poniektórzy mogą odnieść wrażenie, że Polska dostaje jakieś gigantyczne fundusze z Unii Europejskiej, że spada na nas autentyczny złoty deszcz. A jak jest naprawdę? Z danych ministerstwa finansów wynika, że Polska w ciągu 119 miesięcy od wstąpienia do Unii, to jest do końca marca 2014 roku, otrzymała z Brukseli 63,2 mld euro. Przy czym jest to kwota netto, czyli po odliczeniu składek Polski i zwrotów do budżetu UE. Zatem Polska dostawała w tym czasie średnio 6,37 mld euro na rok, rozumiany jako okres 12-miesięczny. [3]

PKB Polski w 2005 roku wynosiło 983 302 mln zł, a w 2013 roku - 1 635 746 mln zł. Średni kurs euro w 2005 roku był równy 4,0254 zł, a w roku 2013 - 4,1975 zł. Wobec tego obliczona wyżej przeciętna roczna dotacja z UE stanowi około 2,6% PKB z roku 2005, oraz około 1,6% PKB z roku 2013. Z tego wynika, że ów europejski deszcz pieniędzy, to w istocie kapuśniaczek z lekka tylko zraszający glebę polskiej gospodarki. [4], [5]

Ponadto wzmiankowany bilans ministerstwa finansów nie uwzględnia strat, jakie ponosi Polska w następstwie ograniczeń nakładanych przez UE. Myślmy trzeźwo: na tym świecie mało kto daje pieniądze bezinteresownie, zwłaszcza w sferze polityki międzynarodowej. Płatnicy funduszy europejskich chcą za ich cenę załatwiać przede wszystkim swoje interesy, a nie zaspokajać potrzeby beneficjentów. Dlatego gadanie premiera o wysokiej frekwencji w wyborach do Europarlamentu jako o "poważnym atucie" w negocjacjach o pieniądze z Unii było bajką dla grzecznych dzieci.

Po co Tusk raczył Polaków tą bajeczką? Jego przekaz miał zachęcić do głosowania na Platformę Obywatelską naiwnie proeuropejską część zwolenników tego ugrupowania. Chodziło o to by u tak zwanego leminga zakiełkowała myśl: "Jestem ze Europą i Tusk jest za Europą. Tusk apeluje by wziąć udział w eurowyborach, więc pójdę do urny i zagłosuję na Platformę.". Tym sposobem Tusk zadbał o przepływ funduszy z parlamentu Europejskiego do kieszeni jego partyjnych kompanów startujących w eurowyborach. A datki z pełnych kieszeni kompanów zasilą kasę Platformy.

Premier w swoim wystąpieniu stwierdził również:

"Nie mam żadnych wątpliwości, że bezpieczna Polska - to Polska zakorzeniona w zjednoczonej Europie. To znaczy, że samo istnienie w Unii Europejskiej (wytłuszczenie moje) jest największym gwarantem naszego bezpieczeństwa.".

Stosując ten schemat rozumowania Donald Tusk mógłby również powiedzieć:

"Nie mam żadnych wątpliwości, że samo piastowanie przeze mnie urzędu premiera jest gwarancją bezpieczeństwa Polski, niezależnie od tego czy sumiennie pracuję dla kraju czy pierdzę w stołek.".

Jednak w pewnym sensie rozumiem premiera i nawet współczuję mu. Kiedy bowiem wypowiadał przytoczoną wyżej kuriozalną opinię, na jego eleganckim garniturze nie obeschły jeszcze plamy od "złotego deszczu", który sprawił mu komisarz europejski ds. energii Günther Oettinger. Europejsko-niemiecki komisarz olał Tuska odrzucając 15 maja jego propozycję, by Unia, mając na uwadze nieprzewidywalność Rosji, dokonywała wspólnych zakupów gazu i ustalała jednakową cenę tego surowca dla wszystkich krajów członkowskich. Zawstydzony mokrymi plamami Tusk dawał więc w swoim wystąpieniu do zrozumienia: "To nic. Najważniejsze, że Europa w ogóle nas chce.". Tak, dla Tuska to ważne, bo zapewne liczy na intratną posadę w jakiejś unijnej instytucji, kiedy wreszcie dostanie zasłużonego kopniaka od polskich wyborców. [6]

Kiepskie orędzie premiera nie zachęciło Polaków do uczestnictwa w tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Do urn poszło niecałe 24% uprawnionych. Co było powodem tak niskiej frekwencji? [7]

Europejscy cmokierzy być może powiedzą, że Polacy są tak zadowoleni z Unii Europejskiej w jej obecnym kształcie oraz ze "złotego deszczu" unijnych subwencji, że nie widzą żadnej potrzeby istotnej zmiany i dlatego nie głosują, będąc przekonanymi, iż bez ich udziału też zostanie dokonany dobry wybór do Europarlamentu.

Ja to widzę inaczej. Uważam, że wśród tych przeszło 76% uprawnionych, którzy nie głosowali jest wielu, którzy zdają sobie sprawę, że Parlament Europejski to instytucja fasadowa o niewielkim wpływie na decyzje podejmowane w Unii. Jednocześnie rozumieją oni lub instynktownie czują, że Unia Europejska ma o wiele mniej z dobrej cioci niż wynika to z bajek brukselskich agitatorów. Ponadto są rozczarowani - nie bez racji - polską klasą polityczną i dlatego nie mają na kogo głosować.

Zgadzam się w dużym stopniu z oceną tych osób, ale jestem zdania, że nie głosując popełniają błąd. Powinny one - według mnie - zrobić to co ja: iść na wybory i oddać głos nieważny. Chcąc nie chcąc jesteśmy obywatelami europejskiego quasi państwa i ma ono ogromny wpływ na nasze życie - szacuje się, że nawet 75% prawa tworzonego w Polsce powstaje w związku z członkostwem w Unii Europejskiej. W skromnym arsenale środków dostępnych obywatelom Unii oddanie głosu nieważnego jest wyraźniejszym aktem sprzeciwu niż absencja wyborcza. Dwa, lub trzy procent głosów nieważnych można wytłumaczyć pomyłką głosujących, jednak kilkanaście czy kilkadziesiąt procent takich głosów daje do myślenia.

Przedstawię to o czym napisałem wyżej bardziej obrazowo: żeby olać europejskie straszydło, trzeba nie tylko wypuścić strumień "złotego deszczu", ale także skierować go we właściwe miejsce. Siusianie w wyborczą niedzielę pod krzaczkiem na grillowej polance daje marną szansę na zmiany.

_________________
http://benon.salon24.pl/
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość  
      FirefoxWinNT1600x900
 Forum forum.zelow.pl Strona Główna -> Małpi Gaj
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie GMT  
Strona 1 z 1  

  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


Powered by phpBB © 2001-2004 phpBB Group
Create by Danon